Jan 16, 2021
Prezydent okłada się z prezesem, w wałbrzyskim PiS ruszyła
nagrywarka haków, zaś w kontrolowanej przez PiS Krajowej Radzie
Sądownictwa sędziowie wzięli się za łby w wojnie o wyłudzanie diet.
O tych wszystkich napięciach w obozie władzy posłuchają Państwo w
najnowszym odcinku podcastu „Stan po Burzy”, który prowadzą
Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.
Prezydent się
przebudził
Prezydent Andrzej Duda postanowił się uaktywnić. W minionym
tygodniu Duda zawetował ustawę o działach administracji. Ustawa ta
zakłada między innymi przekazanie Lasów Państwowych z Ministerstwa
Środowiska pod nadzór resortu rolnictwa. To, jak twierdzi
prezydent, stanowiło główny powód weta. Ale tak naprawdę ważniejsze
jest co innego: ustawa ta organizuje rząd na nowo po rekonstrukcji.
Prezydent tym wetem próbuje więc zaznaczyć swoją obecność po
miesiącach niebytu, przy okazji utrudniając życie rządowi. Ta
decyzja razem z kilkoma innymi działaniami Dudy łączy się w jedną
całość — prezydent próbuje się uwolnić spod kurateli prezesa PiS
Jarosława Kaczyńskiego. Kiedy PiS zaproponowało Piotra Wawrzyka
jako kandydata na Rzecznika Praw Obywatelskich, Duda odbił piłeczkę
i zaproponował Jana Marię Rokitę, wiedząc, że nie ma na to żadnych
szans. Ale prezydentowi chodziło nie o wybór Rokity, tylko o prosty
sygnał: Wawrzyk nie jest dobrym kandydatem. Jednocześnie Andrzej
Duda zaczął grać na środowiska, które są krytyczne wobec prezesa
Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego.
Nie przypadkiem jego propozycję dotyczącą kandydata na RPO poparli
ludzie Zbigniewa Ziobry — bo właśnie z Ziobrą i byłą premier Beatą
Szydło jest ostatnio Dudzie najbardziej po drodze.
Widać to także po zmianach w Pałacu Prezydenckim. Duda
zmarginalizował głównego intryganta w swoim środowisku, Krzysztofa
Szczerskiego. W jego miejsce szefem gabinetu prezydenta został
Paweł Szrot, który jest człowiekiem Szydło. Zakończyła się też
najkrótsza i najbardziej zdumiewająca kariera u boku Dudy — raptem
po pół roku z doradzania prezydentowi zrezygnowała jego córka.
Jakie będą konsekwencje wszystkich tych decyzji? Czy Duda i
Kaczyński zaczną ze sobą rozmawiać — bo dziś nie rozmawiają? I kto
domaga się od prezesa, by nie traktował Dudy jak „ciamajdy”?
Erotyczny donos do Kaczyńskiego
Wałbrzych to bardzo specyficzne miejsce na mapie Polski. W tym mieście, działacze partyjni rozmaitych formacji od lat biorą się za gęby w wewnętrznych wojenkach. Kupują głosy, szantażują i nagrywają — robią wszystko, by się wykończyć. Niemal dokładnie 10 lat temu struktury w Wałbrzychu rozwiązała Platforma Obywatelska, ponieważ dochodziło tam do kupowania głosów w wyborach samorządowych. Tym razem okazało się, Wałbrzych uderzył w PiS. Przez lata najważniejszym politykiem PiS w Wałbrzychu była Anna Zalewska. Sytuacja uległa zmianie, gdy PiS doszło do władzy w 2015 r. Zalewska została ministrem edukacji i przestała doglądać swego wałbrzyskiego ogródka. Wykorzystał to młody ambitny harcerz z bujną grzywką — Michał Dworczyk, który zaczął rozbudowywać wpływy w regionie wałbrzyskim. Korzystał z silnej pozycji ówczesnego szefa MON Antoniego Macierewicza, którego znał od lat i dzięki któremu został wiceministrem obrony. Zalewska powoli słabła, a Dworczyk rósł w siłę. W 2018 roku, przy okazji rekonstrukcji rządu, zapomniał o swoim patronie, odwoływanym Antonim Macierewiczu. Za nowego opiekuna wybrał sobie świeżo upieczonego premiera Mateusza Morawieckiego. Dziś Dworczyk jest główną twarzą walki z pandemią i Narodowego Programu Szczepień, wcześniej — bez wielkiego sukcesu — tworzył szpital na Stadionie Narodowym. Anna Zalewska natomiast została europosłanką, wyjechała do Brukseli i niemal całkowicie straciła wpływy. Dworczyk postanowił wykorzystać tę okazję i próbował przeciągnąć wałbrzyskich ludzi Zalewskiej na swoją stronę. Starzy wyjadacze z Dolnego Śląska postawili jednak opór, a jeden z nich nagrał szantaż ze strony ludzi Dworczyka. Krótko mówiąc ludzie Anny Zalewskiej nagrali ludzi Michała Dworczyka na korupcji politycznej. W tle jest też erotyczno-polityczny donos, który trafił do prezesa PiS. Po prostu PiS donosami stoi, a Kaczyńskiemu jest to na rękę, ponieważ im więcej informacji ma na swoich ludzi, tym łatwiej jest mu nimi kierować.
Sędziowie PiS na kalorycznych dietach
Zjednoczona Prawica przejmując władzę w 2015 roku, na
sztandarach niosła hasła oczyszczenia polskiego sądownictwa. W
ramach zmian w wymiarze sprawiedliwości, PiS przejął Krajową Radę
Sądownictwa, która nominuje i awansuje sędziów. Miały się w niej
znaleźć nieskazitelne autorytety, które zmienią oblicze polskiego
sądownictwa. Niestety, autorytety PiS upadły w pandemii — okazało
się, że najbardziej interesuje je napchana sakiewka.
Otóż, w pandemii okazało się, że drastycznie wzrosła liczba zdalnie
organizowanych komisji roboczych KRS. Praca, nie dość, że
wykonywana z domu, to dodatkowo odbywała się w dni, w których KRS
nie ma posiedzeń. A za to płynęły diety.
Najbardziej zajętą okazała się komisja ds. danych osobowych.
Kieruje nią największy gwiazdor KRS, sędzia Maciej Nawacki.
Zasłynął z tego, że dostał się do KRS tylko dlatego, że sam sobie
podpisał listę poparcia, inaczej zabrakłoby mu głosów. Teraz
okazało się, że jest także przedsiębiorczy w kwestiach diet —
zainkasował 22 241 złotych w niespełna pół roku.
Sprawa dotarła do przewodniczącego KRS Leszka Mazura, który
zrozumiał, że skończy rok z dziurą w budżecie. Sędzia Mazur
wprowadził więc obowiązek organizowania posiedzeń komisji wyłącznie
w dniach, w którym spotyka się cały KRS — w tej sytuacji Nawacki i
jego ferajna przestali dostawać dodatkowe diety. Co się okazało?
Ano nagle komisje przestały się spotykać, dane osobowe w sądach nie
były już takie ważne.
Ale Nawacki i jego kuple nie darowali — Mazur został odwołany. Ten
wewnętrzny konflikt w szeregach sędziów nominowanych przez PiS
pokazuje, że Krajowa Rada Sądownictwa miast przyczółkiem zmian na
lepsze w sądownictwie, stała się oazą patologii. Czy można zmieniać
wymiar sprawiedliwości ludźmi, którzy mają swobodne podejście do
zasad?
Narty z byłą wicepremier
Stacja TVN24 przyłapała byłą wicepremier Jadwigę Emilewicz podczas rodzinnego wypadku na narty. Trzech synów Emilewicz jeździło na stoku mimo pandemicznych ograniczeń. Wiceminister twierdziła, że jej dzieci są zaawansowanymi narciarzami i są zarejestrowane w Polskim Związku Narciarskim. Okazało się, że co prawda są zarejestrowani, ale rejestracja nastąpiła dopiero po pytaniach od dziennikarza w tej sprawie. Polski Związek Narciarski wydał oświadczenie, z którego jasno wynika, że Emilewicz mijała się z prawdą. Zresztą bez względu na to, jak wyglądała kwestia licencji PZN dla synów byłej wicepremier, sprawa jest prosta. Otóż, władza powinna świecić przykładem w kwestii przestrzegania pandemicznych ograniczeń, a nie korzystać z wąskich furtek, które pozwalają je omijać, o łamaniu przepisów nie wspominając. Tak, jak Krystyna Janda bokiem ominęła kolejkę do szczepień, tak Jadwiga Emilewicz znalazła sposób, aby umożliwić swoim dzieciom jazdę na nartach, która dla innych jest niedostępna. Ale czy Emilewicz jest w obozie jedyna? Nie, nie jest. Politycy PiS uwielbiają zwłaszcza wypoczynkowe wyjazdy do ciepłych krajów, na które dziś mało kto może sobie pozwolić.