Apr 17, 2021
Kontrolowany przez PiS Trybunał Konstytucyjny uchylił przepisy,
na podstawie których Adam Bodnar pełnił obowiązki Rzecznika Praw
Obywatelskich. Decyzje o politycznej egzekucji Bodnara zapadły dużo
wcześniej i zupełnie gdzie indziej — w gabinecie Jarosława
Kaczyńskiego, bo to oczywiste, że prezes PiS steruje szefową TK
Julią Przyłębską. Czym Kaczyńskiemu podpadł Bodnar? Protestami po
decyzji w sprawie zaostrzenia przepisów aborcyjnych oraz próbą
zablokowania zakupu wydawnictwa Polska Press przez Orlen.
W sprawie RPO koalicja Zjednoczonej Prawicy działa jeszcze wspólnie
— ale to jedna z niewielu takich kwestii, bo wojna na prawicy
przybiera na sile. Politycy PiS i Solidarnej Polski obrzucają się
dziś odpowiedzialnością za to, że podejrzany o korupcję były
minister PO Sławomir Nowak wyszedł z aresztu. Z kolei
przedstawiciele Porozumienia zarzucają PiS, że używa wobec nich
haków. Z koalicyjnego klubu odchodzi prof. Wojciech Maksymowicz,
człowiek Gowina. To jego reakcja na to, że Ministerstwo Zdrowia
publicznie zasugerowało, że jako lekarz eksperymentował na
płodach.
Wkrótce eksperymentami na płodach został z kolei zaatakowany rząd.
Przewodniczący zespołu ekspertów Episkopatu Polski do spraw
bioetycznych bp Józef Wróbel zaprezentował stanowisko, wedle
którego katolicy nie powinni godzić się na szczepienie preparatami
AstraZeneca i Johnson&Johnson, bo — według wywodu biskupa — w
ich produkcji korzystano z linii komórkowych, stworzonych na bazie
tkanek z abortowanych płodów. Obóz władzy nabrał wody w usta — i
nie ma się co dziwić. Wszak przyjęcie dosłownie stanowiska biskupa
Wróbla oznacza, że antyaborcyjny PiS faszeruje ludzi proaborcyjnymi
szczepionkami.
O tym wszystkim posłuchają Państwo w najnowszym odcinku podcastu
„Stan po Burzy”, który prowadzą Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz
Andrzej Stankiewicz z Onetu.
Julia, zwana „Wysokim Trybunałem”
Kadencja Rzecznika Praw Obywatelskich skończyła się jesienią
minionego roku, ale PiS nie jest w stanie wybrać nowego rzecznika,
bo potrzeba do tego zgody Senatu, który kontroluje opozycja. W tej
sytuacji Adam Bodnar pełnił obowiązki RPO na podstawie ustawy,
która nakazuje odchodzącemu rzecznikowi wykonywać obowiązki do
czasu wyboru następcy. Właśnie te przepisy Trybunał Julii
Przyłębskiej uznał za niekonstytucyjne.
Ale decyzje o politycznej egzekucji Bodnara zapadły dużo wcześniej
i zupełnie gdzie indziej — w gabinecie Jarosława Kaczyńskiego, bo
to oczywiste, że prezes PiS steruje Przyłębską. Po usunięciu
Bodnara, PiS domknie system nomenklaturowy w Polsce, gdzie
wszystkie instytucje podporządkowane zostały Jarosławowi
Kaczyńskiemu. Bez znaczenia są tu jakiekolwiek przepisy, bo
sterując Przyłębską, ostateczne decyzje o konstytucyjności
przepisów podejmuje właśnie prezes PiS. Czym Kaczyńskiemu podpadł
Bodnar? Protestami po decyzji w sprawie zaostrzenia przepisów
aborcyjnych oraz próbą zablokowania zakupu wydawnictwa Polska Press
przez Orlen. Po usunięciu Bodnara — co ostatecznie stanie się za 3
miesiące — PiS chce przejąć kontrolę nad stanowiskiem RPO. Na stole
leżą więc dwa warianty. Pierwszym jest oczywiście przekonanie
opozycji do poparcia kandydata PiS. Poseł PiS Bartłomiej
Wróblewski, bardzo intensywnie prowadzi rozmowy w Senacie, by
przekonać kilku senatorów opozycji, by go poparli. Drugim wariantem
jest zmiana ustawy o RPO i stworzenie instytucji pełniącego
obowiązki Rzecznika Praw Obywatelskich. I takiego „p.o. RPO”
powoływałby Sejm lub prezydent — czyli w praktyce PiS i
Kaczyński.
Usuwając Bodnara, PiS przekonuje, że kadencja to rzecz święta i nie
można jej naruszać. To czystej wody hipokryzja, bo za swych rządów
PiS skracał kadencje szefów mediów publicznych, prezesów sądów i
członków KRS — w tym ostatnim przypadku dzięki niezawodnej prezes
Julii, która każe się tytułować „Wysokim Trybunałem”. W 2018 roku
PiS pod rękę z prezydentem forsowali projekt, który zakładał
skrócenie 6-letniej konstytucyjnej kadencji pierwszej prezes Sądu
Najwyższego - Małgorzaty Gersdorf, co miało stać się za sprawą
obniżenia wieku emerytalnego. Wtedy nikomu w obozie władzy nie
przeszkadzało, że przepisy emerytalne miały mieć pierwszeństwo
przed Konstytucją.
Koalicjanci walczą przy użyciu prokuratury
Sytuacja w obozie władzy staje się coraz gęstsza. Z aresztu po 9
miesiącach wyszedł Sławomir Nowak, któremu prokuratura stawia
ciężkie zarzuty, m.in, korupcję, pranie
pieniędzy i kierowanie grupą przestępczą. Stało się to kolejnym
pretekstem do starcia w Zjednoczonej Prawicy. Wiceminister spraw
zagranicznych Paweł Jabłoński z PiS zaatakował Zbigniewa Ziobrę,
wypominając mu, że przez tak długi czas nie udało się sformułować
aktu oskarżenia, przez co Nowak mógł wyjść na wolność. Dłużny nie
pozostał wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta, który
oskarżył Jabłońskiego o blokadę reform wymiaru sprawiedliwości i
wynegocjowanie słabych warunków w rozmowach z Unią Europejską,
ograniczających polską suwerenność. Ale spór wokół Nowaka nie był
jedynym.
W mijającym tygodniu doszło do jednego jeszcze starcia — tym razem
między PiS a Porozumieniem. Krytyczny wobec działań rządu w sprawie
pandemii poseł Wojciech Maksymowicz — związany z Gowinem profesor
medycyny — oskarżony został o eksperymenty na abortowanych płodach.
Autorem doniesienia do prokuratury był Mariusz Dzierżawski, były
polityk Unii Polityki Realnej, od lat walczący o wprowadzenie w
Polsce całkowitego zakazu aborcji. Kolejny donos wpłynął do
Ministerstwa Zdrowia, które tak krytykuje Maksymowicz. A resort
wszczął kontrolę. Maksymowicz jest oburzony, uważa, że to zemsta za
jego krytykę działań ministra Adama Niedzielskiego. W efekcie tego
starcia Maksymowicz opuścił klub parlamentarny PiS. W ten sposób
krucha przewaga Zjednoczonej Prawicy w Sejmie stała się jeszcze
skromniejsza.
Jarosław Kaczyński w ogóle przestał spotykać się z liderami
mniejszych partii koalicji. Nie ma między nimi zaufania i już
wiadomo, że ten rząd nie będzie w stanie przeprowadzić żadnego
ważnego projektu, bo nie będzie na to albo zgody Ziobry, albo
Gowina, albo nawet części polityków PiS. Bo w partii rządzącej nie
ma całkowitej jedności, a jej politycy zaczynają kontestować to, co
się dzieje. Widzą spadające notowania, obawiając się przy tym
utraty miejsc na listach wyborczych. To, co ich jeszcze łączy są
stanowiska i gigantyczne pieniądze w spółkach skarbu
państwa.
Kościół atakuje szczepionki, którymi szczepi rząd PiS
W minionym tygodniu rządzącej prawicy napytali biedy także
polscy biskupi. A konkretnie — przewodniczący zespołu ekspertów
Episkopatu Polski do spraw bioetycznych bp Józef Wróbel, który
zaprezentował stanowisko w sprawie szczepionek. Wedle biskupa
Wróbla katolicy nie powinni godzić się na szczepienie preparatami
AstraZeneca i Johnson&Johnson, bo — według wywodu biskupa —
budzą one przeciwskazania etyczne, gdyż w ich produkcji korzystano
z linii komórkowych, stworzonych na bazie tkanek z abortowanych
płodów. Szkopuł w tym, że to stanowisko stoi w sprzeczności z
decyzjami Watykanu. W grudniu 2020 roku, watykańska Kongregacja
Nauki Wiary poinformowała, że moralnie akceptowalne jest
zaszczepienie się tymi szczepionkami. Biskup Wróbel w ogóle nie
tłumaczy, o co mu chodzi — a kluczowe jest to, że w szczepionkach
oczywiście nie ma żadnych tkanek pochodzących z aborcji. Linie
komórkowe, wykorzystywane w badaniach leków i szczepionek,
częściowo powstały dzięki aborcji. Tyle, że dziesiątki lat temu — i
od dziesiątków lat służą do badań medycznych.
Dlaczego w tak trudnym momencie, kiedy jest tyle kontrowersji
związanych ze szczepionkami, polski Episkopat podgrzewa jeszcze
atmosferę? Decydenci z PiS, odpowiadający za narodowy program
szczepień, ze stanowiskiem Kościoła polemizować nie chcą — za dużo
ich łączy interesów z biskupami. A przecież przyjęcie dosłownie
stanowiska biskupa Wróbla oznacza, że PiS — ograniczające legalną
aborcję — jednocześnie faszeruje ludzi nieetycznymi
szczepionkami.