Feb 10, 2024
Niektórzy widzą w tym szturm w stylu legionów rzymskich. Inni
idą jeszcze dalej, doszukując się w ataku posłów PiS na Sejm
taktyki Spartan. Twórcy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy”
Andrzej Stankiewicz i Kamil Dziubka dostrzegają inne, znacznie
bardziej uderzające analogie. W próbie siłowego wprowadzenia do
gmachu Sejmu pozbawionych mandatów poselskich Mariusza Kamińskiego
i Macieja Wąsika widzimy mieszankę nieudolnej partyzantki miejskiej
z pijanym szlacheckim zajazdem — a to wszystko ze sporą domieszką
kabaretu. Dla jasności — nie tylko my tak sądzimy. Spora część
polityków PiS uważa, że prezes Jarosław Kaczyński kompletnie
odleciał i takimi akcjami jak przepychanki ze Strażą Marszałkowską
— pełnymi emocji, przemocy i epitetów — tylko szkodzi partii.
Trudno się nie zgodzić. Bo nawet jeśli po nieudanej próbie
wniesienia Kamińskiego i Wąsika do Sejmu Kaczyński sam miał
politycznego kaca, to przecież obserwujemy wszystkie jego działania
i ta żałosna operacja nie była żadnym wypadkiem przy pracy. Wszak w
ostatnich dniach Kaczyński oświadczył, że obecna władza jest gotowa
do politycznych zabójstw, porównał Donalda Tuska do Hitlera i
oświadczył, że są podstawy, by naukowo badać związek między
homoseksualizmem a pedofilią. Cóż, prezesowska codzienność.
Postarajmy się jednak zrozumieć prezesa przynajmniej w kwestii
rzymsko-spartańsko-partyzanckiego kabaretu z wprowadzaniem
Kamińskiego i Wąsika do Sejmu. Wszak politycy PiS wielokrotnie
zapowiadali taką operację, więc nie było wyjścia, trzeba było to
odegrać — spełniając marzenia najtwardszego elektoratu. Ale więcej
takich prób nie będzie, bo PiS nie zyskuje politycznie na
rozróbach. W dodatku w PiS narasta niechęć do Kamińskiego i Wąsika
— w partii zapanowała psychoza, bo krążą plotki o tym, kogo we
własnym ogródku obaj dżentelmeni jako szefowie specsłużb
inwigilowali. Łydki drżą choćby Markowi Suskiemu, Krzysztofowi
Sobolewskiemu, Janowi Krzysztofowi Ardanowskiemu, Adamowi
Bielanowi, Markowi Kuchcińskiemu, Tomaszowi Latosowi, Arkadiuszowi
Czartoryskiemu czy Ryszardowi Czarneckiemu. Wszak wszystkie zebrane
przez Kamińskiego i Wąsika kwity ma dziś nowa władza.
W swej małostkowości bacznie obserwowaliśmy, który z nich pojawi
się w legionie atakującym Sejm z Kamińskim i Wąsikiem na
sztandarach. Nie dostrzegliśmy żadnego, choć zapewne po prostu
wzrok nas zawodzi. Nie było również Mateusza Morawieckiego, mimo że
tygodniami zapowiadał obronę Kamińskiego i Wąsika własną piersią. A
nie było go, bo powoli próbuje wrócić do gry o przejęcie władzy w
PiS. I — w porównaniu z szalejącym Kaczyńskim — chce uchodzić za
„normalsa”.