Feb 24, 2024
Na polską ziemię z emigracji wraca Jacek Kurski, który decyzją
Donalda Tuska stracił posadę w Banku Światowym. I wraca z
przytupem, a dokładnie z raportem o przyczynach porażki wyborczej
PiS. Raport pod wdzięcznym tytułem „Czy mogło być inaczej” to nie
list miłosny tylko partyjny paszkwil, w którym Kurski pierze brudy,
wskazując odpowiedzialnych za wyborczą porażkę PiS. Na 18 stronach,
w 72 punktach, Kurski wskazuje, że TVP mogła stać się
"ogólnopolskim centrum oporu przeciwko rządowi Donalda Tuska", ale
w jej strukturach doszło do "zdrady".
Zdrady tej dopuścił się Mateusz Matyszkowicz, następca Kurskiego na
fotelu prezesa TVP. Matyszkowicz — jak twierdzi Kurski — musiał być
w kontakcie z ludźmi Tuska. Dostaje się też premierowi Mateuszowi
Morawieckiemu, który – według raportu – był pomysłodawcą komisji
ds. ruskich wpływów w Polsce, wymierzonej w Tuska. „Komisja ds.
badania wpływów rosyjskich, odbierana jako lex Tusk, zasuflowany
przez Mateusza Morawieckiego pomysł z gatunku pure nonsensu ożywił
politycznego zombie Tuska, wówczas rekordzisty w rankingu
nieufności społecznej oraz symbolu bezradności i klęski w roli
lidera opozycji” – pisze „Kura”. I rozdaje kolejne razy: „Śmiało
można postawić tezę, że to nie opozycja wygrała te wybory, lecz
przegrali je dla Prawa i Sprawiedliwości szkodliwi, niekompetentni
i nieodpowiedzialni ludzie z Rady Mediów Narodowych p. Czabański i
Lichocka, którzy na rok przed najważniejszymi wyborami zdecydowali
o rozmontowaniu rozpędzonej, zwycięskiej maszyny TVP, jedynego
realnego i skutecznego medium masowego przekazu, jakim dysponowała
Zjednoczona Prawica — powierzając ją ludziom bez talentu, intuicji,
słuchu społecznego, kwalifikacji medialnych i wyczucia
politycznego". Oj, surowy jest Kurski w dojeżdżaniu swych
wewnętrznych wrogów w PiS. Nas bawi jedno. Za wszystkie opisywane
przez niego błędy — czy to ruską komisję, czy wyrzucenie go z TVP i
powołanie Matyszkowicza — odpowiedzialność ponosi wyłącznie
Kaczyński, a nie Morawiecki, Czabański czy Lichocka. Tym raportem
Kurski zręcznie gra na psychologicznym rysie lidera PiS, który
nigdy nie przyznaje się do swych błędów, próbując obdzielić nimi
innych. No to Kurski wystawił mu listę do rozliczenia. Oj, zrobi
wszystko nasz pan Jacek, by dostać miejsce na liście PiS do
Parlamentu Europejskiego. Jednak te wzajemne rozliczenie to nie
jedyny problem PiS. Widać, że Jarosław Kaczyński ma coraz większy
problem z utrzymaniem silnego przywództwa. Już nie tylko unijny
komisarz Janusz Wojciechowski pokazuje mu „gest Kamińskiego” —
pisowską wersję „gestu Kozakiewicza” — odmawiając rezygnacji ze
stanowiska unijnego komisarza. Nawet Monika Pawłowska – była
posłanka Lewicy, partii Gowina i PiS – wbrew partyjnym dyrektywom
przyjmuje poselski mandat po Mariuszu Kamińskim, pośrednio
potwierdzając wersję władzy, że Kamiński po skazaniu posłem już nie
jest.
Żeby przeciąć plotki o słabnącym przywództwie, Kaczyński ogłosił w
minionym tygodniu, że jednak będzie ponownie ubiegał się o
przywództwo w PiS. Wcześniej mówił, że to jego ostatnia kadencja na
stanowisku prezesa, ale przecież wiadomo było, że to była
prowokacja — chodziło mu o to, by ujawnić ambicje potencjalnych
delfinów. A więc czeka nas kolejne pięć lat z prezesem na czele
PiS. Chyba, że partia się rozpadnie po wyborach europejskich, bo i
takie głosy słychać w obozie Zjednoczonej Prawicy. Wtedy Kaczyński
będzie syndykiem masy upadłościowej. Kłopoty ma nie tylko PiS, ale
i koalicja rządząca. Lider Lewicy Włodzimierz Czarzasty oskarżył
liderów Trzeciej Drogi o blokowanie ustaw dotyczących liberalizacji
aborcji. Szybko odpowiedział mu Szymon Hołownia. „Włodku nie masz
racji, Włodku mylisz się. Jeżeli miałbym powiedzieć to mocniej bez
owijania w bawełnę: marszałek Czarzasty kłamie” – wypalił.
Tym samym oficjalnie ogłaszamy, że miesiąc miodowy w koalicji
właśnie się skończył.