Oct 18, 2022
Antoni Macierewicz to uwielbia — znów znalazł się w świetle
jupiterów. Był już nieco zapomniany i przykurzony, ale po
demaskatorskim reportażu telewizji TVN24 wstąpiła w niego nowa
energia. Pal licho, że wedle autora reportażu „Siła kłamstwa”
Piotra Świerczka — który Smoleńskiem zajmuje się od lat —
Macierewicz sfałszował raport na temat przyczyn katastrofy, byle
tylko dowieść, że Lech Kaczyński zginął w ruskim zamachu. Dla
Macierewicza najważniejsze jest to, że znów wszystkie kamery
zwrócone są na niego, że znów bryluje w Sejmie, że znów podnosi i
zawiesza głos, że marszczy brwi i wierci oczami, że wskazuje wrogów
i sączy spiski. Autorzy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” —
dziennikarze Onetu Andrzej Stankiewicz i Kamil Dziubka — dobrze
znają ten stan Macierewiczowskiej ekstazy, gdy kolejna awantura
smoleńska wynosi go na piedestał. Różnica jest taka, że dotąd to
Macierewicz sam takie awantury prowokował — ostatni raz w kwietniu,
gdy przy okazji rocznicy katastrofy w swym raporcie smoleńskim
umieścił zdjęcia nagich ciał ofiar. Ależ się wtedy puszył, na
przemian oburzał i współczuł, ba nawet chciał ścigać winnych —
czyli powinien ścignąć sam siebie, bo tuż przed publikacją raportu
sam te niejawne przez lata, bolesne zdjęcia kazał odtajnić.
Tym razem sprawa jest znacznie poważniejsza, bo — na szczęście —
nie uczestniczymy w spektaklu sterowanym przez Macierewicza.
Reportaż Świerczka to najważniejszy dotąd dowód na to, że przez
lata tworząc swe raporty Macierewicz świadomie manipulował wynikami
badań. Że pomijał albo zniekształcał konkretne, precyzyjne
informacje przeczące jego teoriom zamachowym.
Do tej pory Macierewicz — ale także szef PiS — Jarosław Kaczyński
przekonywali nas, że do wyjaśnienia przyczyn katastrofy niezbędne
są analizy zagranicznych instytutów i laboratoriów. Za górę
pieniędzy zamówili więc za granicą ekspertyzy. Kluczowa z nich —
autorstwa amerykańskiego Narodowego Instytutu Badań Lotniczych
(NIAR) — kosztowała aż 8 mln zł z 30 mln zł, które do tej pory
poszło na działalność podkomisji. I została przez Macierewicza
ukryta, bo nie pasowała mu do tezy.
W swym reportażu TVN24 pokazuje tę ekspertyzę. Znajduje się tam
odpowiedź na pytanie, czy skrzydło samolotu mogło zostać przecięte
po uderzeniu w brzozę. Owa brzoza z działki rosyjskiego lekarza
Nikołaja Bodina — który był świadkiem katastrofy — to symbol.
Według stworzonej za poprzednich rządów komisji Jerzego Millera
skrzydło zostało oderwane po uderzeniu w brzozę, co było
bezpośrednią przyczyną katastrofy. Ale Macierewicz od lat dowodzi,
że drzewo nie mogło przeciąć stalowego skrzydła. A skoro skrzydło
nie zostało oderwane przez brzozę, to znaczy, że wysadziła je
bomba. I że to zamach.
Naukowcy z NIAR przeprowadzili symulację zderzenia, która wykazała,
że brzoza mogła zniszczyć skrzydło samolotu. Ten wniosek nie
znalazł się w ostatecznym raporcie podkomisji smoleńskiej, bo
zaprzeczał podstawowej tezie Macierewicza — że brzoza nie miała
żadnego wpływu na katastrofę. Takich przykładów jest więcej. Gdy
podkomisja Macierewicza przeprowadziła eksperymentalne wybuchy na
modelu skrzydła, tak wykadrowała zdjęcia z tego doświadczenia, by
uszkodzenia modelu przypominały prawdziwe uszkodzenia części
tupolewa.
Ba, Macierewicz manipulował nawet badaniami członków podkomisji.
Siłą „Siły kłamstwa” są ich wypowiedzi. Inż. Mirosław Tarasiuk
badał, czy na czarnych skrzynkach słychać dźwięk podobny do wybuchu
z eksperymentów przeprowadzanych przez podkomisję. Wedle raportu
Macierewicza Tarasiuk wykrył taki dźwięk, co miało potwierdzać
zamach. A Tarasiuk mówi: „Chciałem stanowczo stwierdzić, że nie
dokonałem identyfikacji badanego sygnału jako wybuch. Uważałem, że
badania te nie były zakończone, co znalazło odzwierciedlenie w
moich uwagach”. Jednym słowem — nie miał pojęcia, że potwierdził
wybuch, czyli zamach. Jednocześnie odpowiedzialny za eksperymenty
wybuchowe wojskowy Adrian Siadkowski odmówił podpisania się pod
raportem podkomisji i odszedł z armii — dziś mówi jasno, że nie
zgadzał się z teoriami Macierewicza. „Podkomisja traktowała
wybiórczo materiał dowodowy, którym dysponowała” — opowiada Marek
Dąbrowski, inny były członek komisji. „Niewygodne dowody albo są
przemilczane, albo są interpretowane niezgodnie z ich treścią.
Nasze argumenty były latami ignorowane. To niedopuszczalne” —
opowiada Dąbrowski. Wraz z nim odeszli dwaj inni członkowie Zespołu
Lotniczo-Nawigacyjnego podkomisji: Wiesław Chrzanowski i Kazimierz
Grono. Żaden z nich nie podpisał się pod raportem Macierewicza.
„Skala nieprawidłowości i zaniedbań w pracach Podkomisji powoduje,
iż jej ustalenia nie powinny być traktowane jako oficjalne
stanowisko Państwa Polskiego, zaś wiele badań i analiz należałoby
powtórzyć lub wręcz wykonać po raz pierwszy” — oświadczyli już w
kwietniową rocznicę, gdy Macierewicz pokazał swój raport.
Trzeba to powiedzieć jasno: każdy, kto po dojściu PiS do władzy
wchodził do podkomisji smoleńskiej, z założenia dystansował się od
stworzonego za rządów Platformy raportu Millera, wedle której
katastrofa w Smoleńsku była wypadkiem komunikacyjnym. Dlatego to
byli eksperci z podkomisji Macierewicza to najpoważniejsi
prokuratorzy w oskarżycielskim filmie Świerczka — pokazują skalę
manipulacji dokumentami i badaniami, która grozi Macierewiczowi
odpowiedzialnością karną.
I Macierewicz i Kaczyński mają dla krytyków jedną odpowiedź:
jesteście agentami Putina. Ale to już ograny zarzut. Zresztą słyszą
dokładnie taki sam zarzut z drugiej strony — i to z coraz
poważniejszych kręgów. Były szef kontrwywiadu wojskowego Piotr
Pytel w głośnym wywiadzie w „Gazecie Wyborczej” snuje teorie, wedle
których PiS jest powiązany z Rosją, jest szantażowany przez Rosję i
właściwie wprost realizuje politykę Rosji w Polsce. Pytel pojechał
mocno, bo sugeruje wręcz, że premier Mateusz Morawiecki i szef jego
kancelarii Michał Dworczyk to ludzie Moskwy. „Stan Wyjątkowy” ma
parę wątpliwości. Po pierwsze, skoro tak, to czemu PiS tak
intensywnie pomaga Ukrainie, wysyła tam wszystkie nasze czołgi,
popycha UE do sankcji i naraża się na wysokie ceny surowców wobec
odcięcia dostaw z Rosji? No i jeszcze taka jedna wątpliwość. Przed
związkiem z PiS, Morawiecki intensywnie romansował z Platformą. Był
doradcą Tuska akurat wtedy, kiedy Pytel był w kierownictwie Służby
Kontrwywiadu Wojskowego. Dokładnie w tym samym czasie Dworczyk był
zatrudniony — nie napiszemy, że pracował — na dyrektorskim
stanowisku w państwowym banku PKO BP. To co Pan wtedy robił Panie
Generale? Czemu Pan ich nie wytropił? Mamy rozumieć, że stali się
ludźmi Kremla dopiero po dojściu PiS do władzy?
Nam się te teorie nie kleją, ale całkowicie nie można ich
lekceważyć z jednego choćby powodu — z wierzy w nie Donald Tusk.
Taka jest dziś polska polityka: obie strony nawzajem oskarżają się
o związki z Putinem. Sprawny ten Kreml, ma zabezpieczone interesy
bez względu na to, kto rządzi i rządzić będzie. Cały odcinek do
wysłuchania w aplikacji Onet Audio.