Mar 19, 2022
Wzorem swego brata, Jarosław Kaczyński wybrał się z misją do
kraju zaatakowanego przez putinowską Rosję. W wyprawie szefa PiS do
Kijowa pobrzmiewały takie same wątki, co podczas wojennej wyprawy
Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi w 2008 r. — wezwanie zachodniego
świata, głównie NATO, do twardej odpowiedzi Kremlowi. Ale czym
miałaby być ta odpowiedź? Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka
Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (Onet.pl) analizują
pomysł, który Kaczyński przedstawił na spotkaniu z prezydentem
Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim — chodzi o misję pokojową NATO, która
“będzie w stanie się obronić“.
Ta analiza prowadzi do jednoznacznych wniosków: Kaczyński oczekuje
zbrojnego zaangażowania się NATO w wojnę w Ukrainie. Prezes PiS co
prawda mówi o siłach pokojowych, ale NATO nigdy nie pełniło takiej
roli — siły pokojowe autoryzuje Organizacja Narodów Zjednoczonych,
co w tym przypadku nie jest możliwe, bo Rosja blokuje wszelkie
decyzje Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Kaczyński musi sobie zdawać sprawę, że nawet gdyby NATO weszło do
Ukrainy — same sobie nadając status np. sił stabilizacyjnych — to
Rosja może to uznać za włączenie się w wojnę. Co się stanie, jeśli
dojdzie do ataku rosyjskiej armii na siły NATO? Otwarty konflikt
zawiśnie w powietrzu. Dlatego też przedstawiciele władz USA i
szefostwa NATO szybko odcięli się od propozycji Kaczyńskiego,
mówiąc wprost, że na wojnę z Rosją się nie piszą.
Zdaniem autorów „Stanu po Burzy” to pokazuje jasno różnicę
perspektyw. Kaczyński zakłada, że starcie Rosji z NATO jest
nieuniknione i wolałby do niego doprowadzić już teraz — na terenie
Ukrainy, gdy Rosja jest osłabiona przedłużającą się wojną.
Waszyngton i Bruksela — ale także Berlin i Paryż — sądzą inaczej.
Ich zdaniem Rosja nie zdecyduje się na atak na jakikolwiek kraj
NATO, więc wystarczy wzmacniać obecność militarną wschodniej flanki
sojuszu.
Choć więc wojenny wyjazd Kaczyńskiego z premierami Polski, Czech i
Słowenii był pięknym gestem wsparcia dla walczących Ukraińców, to
politycznie ani militarnie sytuacji nie poprawił.
Próbując organizować wsparcie dla Ukraińców, szef PiS nie zapomina
o krajowym podwórku. Licząc na wojenną poprawę sondaży i kalkulując
przyspieszone wybory, obóz władzy jeszcze bardziej przykręca śrubę
opozycji. Rządowa telewizja już wprost oskarża Platformę o
wieloletnią współpracę z Kremlem — na antenie TVP padają nawet
zarzuty o to, że Donald Tusk spiskował z Putinem w sprawie
zamordowania Lecha Kaczyńskiego. Ale licząc na pacyfikację opozycji
PiS się może przeliczyć — zagrożeniem dla rządów Kaczyńskiego staje
się Konfederacja. Formacja Bosaka, Brauna i Korwin-Mikkego zaczyna
grać wątkami antyukraińskimi i antyimigracyjnymi, krytykując PiS za
pomoc socjalną oferowaną uchodźcom. Konfederaci liczą na to, że za
kilka miesięcy pomocowy entuzjazm Polaków wobec Ukraińców ustąpi
miejsca frustracji i napięciom narodowościowym. I że PiS za to
słono zapłaci.