Feb 13, 2021
Prezes Jarosław Kaczyński wierzy, że Jarosław Gowin spiskuje z Donaldem Tuskiem. Dlatego próbował doprowadzić do obalenia Gowina jako szefa koalicyjnego Porozumienia. Tyle, że Kaczyński sromotnie tę rozgrywkę przegrał. Ale prezes nie odpuści. Ponieważ boi się, że jeszcze w tej kadencji Gowin może stworzyć rząd z opozycją, zrobi wszystko by uprzedzić ten atak. O kulisach konfliktów w obozie władzy oraz planach na jednoczenie opozycji posłuchają Państwo w najnowszym odcinku podcastu “Stan po Burzy”, który prowadzą Agnieszka Burzyńska z “Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.
Gowin z Tuskiem pod TVP
Prezes PiS Jarosław Kaczyński poniósł dotkliwą klęskę — nie
udało mu się rozbić Porozumienia i wziąć pod but Jarosława Gowina.
W ostatnim odcinku „Stanu po Burzy” jako pierwsi informowaliśmy, że
Kaczyński jest przekonany, iż Gowin kontaktuje się z Donaldem
Tuskiem. Czy tak rzeczywiście jest? Gowin zaprzecza, ale
propisowski portal wPolityce.pl oskarża:
„Jarosław Gowin co najmniej
kilkukrotnie kontaktował się w ostatnim czasie z Donaldem Tuskiem.
Wicepremier spotkał się z byłym premierem w ciągu ostatnich
kilkunastu dni w stołecznym Hotelu Warszawa”.
To wymagałoby dużej brawury Gowina i Tuska, jako że Hotel Warszawa
mieści się obok siedziby TVP Info, która jest zbrojnym ramieniem
PiS. Ale ci, którzy — jak buntownicy z Porozumienia —obiecali
Kaczyńskiemu, że podadzą mu głowę Gowina na tacy, próbują
udowodnić, że te „haniebne” spotkania miały miejsce.
A prezes PiS uwielbia spiski. I nawet, jeśli Jarosław Gowin
jest Bogu ducha winien i do żadnych spotkań nie doszło, to
Kaczyński tak łatwo nie odpuści. To wszystko, co się dzieje wokół
Porozumienia, to brutalna wojna wytoczona przez Kaczyńskiego,
obliczona na zwasalizowanie Gowina i odebranie mu możliwości
blokowania pomysłów PiS. Dziś jest tak, że bez posłów Gowina,
Kaczyński może zapomnieć o swych co bardziej kontrowersyjnych
pomysłach.
Lider antygowinowego buntu to niedawny wiceszef Porozumienia Adam
Bielan. Ale Bielan nie jest politykiem samodzielnym. Mówiąc wprost
— bez zgody Kaczyńskiego nie kiwnąłby palcem.
Ale prezes PiS postawił na złego konia, bo Bielan nie jest
politykiem na tyle sprawnym, by odebrać Gowinowi założoną przez
niego partię. Efekt? Ci, którzy posłowie Porozumienia, którzy
stanęli po tronie Bielana, zdradzili Gowina już przy okazji
konfliktu wokół wyborów korespondencyjnych w maju minionego roku. I
wtedy i dziś większość posłów Porozumienia została przy Gowinie, a
zatem Gowin wciąż może szachować Kaczyńskiego.
Gowin wie, że za całą operacją stoi Kaczyński, ale unika
komentowania sytuacji, ponieważ musiałby albo kłamać, albo atakować
prezesa. Porozumienie nie jest jeszcze przygotowane do rozstania z
Kaczyńskim. Ale Gowin zdaje sobie sprawę z tego, że projekt
Zjednoczonej Prawicy się kończy i nie może liczyć na to, że
politycy Porozumienia dostaną miejsca na listach wyborczych PiS w
2023 roku. Stąd plotki, że Gowin szuka sojuszników po stronie
opozycji. I stąd ten Tusk
Koalicja 276. Czyli Platforma myśli, jak zagadać do Hołowni
Była miniona sobota. W powietrzu unosiła się atmosfera sensacji,
podsycana przez polityków opozycji, wysyłających poprzez media
społecznościowe przecieki o przełomie. I zaczął się spektakl — na
scenie pojawili się lider Platformy Obywatelskiej Borys Budka i
prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Po tradycyjnym, covidowym
powitaniu łokciami, ogłosili plan, który nazwali „Koalicja
276".
O co chodzi? Nawet jeśli Platformie udałoby się odsunąć PiS od
władzy, to do 2025 roku na fotelu prezydenckim ciągle zasiadał
będzie Andrzej Duda. Platforma chce więc stworzyć koalicję, która
będzie w stanie odrzucać weta prezydenckie — musi ona liczyć co
najmniej 276 posłów. Przy okazji tylu posłów trzeba, by postawić
członków rządu PiS przed Trybunałem Stanu.
Czy „Koalicja 276" to rzeczywiście sensacja? Nie, bo wszyscy
potencjalni koalicjanci w plany PO nie zostali wtajemniczeni —
dowiedzieli się z Internetu. Budka z Trzaskowskim zastosowali
strategię czynów dokonanych, stawiając pod ścianą Szymona Hołownię
oraz liderów PSL i Lewicy.
Biorąc to wszystko pod uwagę, trudno uznać, że spektakl PO jest
realnym początkiem przegrupowania sił po stronie opozycji. Wciąż do
wyborów pozostało 2,5 roku i realny kształt opozycji na głosowanie
jesienią 2023 r. to otwarta kwestia.
Z tego punktu widzenia występ Trzaskowskiego i Budki należy
traktować jako początek opozycyjnych przymiarek. Choć czasu zostało
sporo, to sytuacja Platformy jest nieciekawa. W partii trwa ostry
spór światopoglądowy wywołany orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego
w sprawie aborcji.
Do tego zawodzi Budka jako lider — to dość zgodna konstatacja wielu
ludzi na szczytach PO.
Ponieważ jednocześnie Trzaskowski nie potrafił wykorzystać swego
potencjału z wyborów prezydenckich, a jego słynny tworzony po
wyborach ruch praktycznie nie istnieje, to zwolennicy opozycji
przestali w liderach PO dostrzegać realnych przeciwników dla
PiS.
Efekt? Platforma traci w sondażach, bo dogania, a czasem przegania
ją Polska 2050, czyli formacja Szymona Hołowni. Platforma dojrzewa
więc do myśli, że prędzej czy później trzeba będzie z Hołownią
usiąść do rozmów. Robocza idea to przedwyborcza współpraca oparta
na tandemie Trzaskowski-Hołownia — ci dwaj kandydaci zdobyli
łącznie w pierwszej turze wyborów prezydenckich ponad 8,5 mln
głosów (więcej niż Andrzej Duda).
W minionym tygodniu pojawiła się informacja, że dwoje kolejnych
parlamentarzystów Koalicji Obywatelskiej dogadało się z Szymonem
Hołownią. Po Joannie Musze i Jacku Burym, do ruchu Polska 2050
dołączyć mieli Tomasz Zimoch i Paulina Hennig-Kloska. Dlaczego w
ostatniej chwili te transfery zostały zatrzymane?
Czarny protest. „Media bez wyboru”
We środę na 24 godziny zniknęły polskie portale internetowe,
telewizje i radia, a okładki gazet pokryły się czernią. Dlaczego
znakomita większość konkurujących na co dzień mediów zdecydowała
się na krok, który nigdy nie miał w Polsce miejsca? Bo czują się
zagrożone.
Rząd zaprezentował bowiem swój najnowszy pomysł na uderzenie w
media niezależne. Ubrał go w społecznie nośną ideę: zapłaćcie
podatek od wpływów reklamowych, a my te pieniądze damy służbie
zdrowia. Tyle, że przychody Narodowego Funduszu Zdrowia planowane
na ten rok to blisko 105 miliardów zł. A to znaczy, że podatek od
mediów przysporzy NFZ niespełna pół procenta budżetu. To pieniądze,
które w żaden sposób nie wpłyną na poprawę sytuacji w służbie
zdrowia.
Przeznaczenie części środków z podatku medialnego na NFZ to
propagandowy wybieg, który ma nastawić opinię publiczną przeciwko
dziennikarzom. Prawda jest jednak taka, że media nie uchylają się
od pomocy służbie zdrowia. Empatia wpisana jest w nasz zawód, a
naszą misja jest pomaganie ludziom. Przy wielu polskich redakcjach
działają fundacje, które pomagają potrzebującym.
W projekcie podatku medialnego chodzi o coś zupełnie innego. Z
pieniędzy zabranych mediom niezależnym ok. 300 mln zł rocznie za
pośrednictwem rządu trafi do mediów wspierających PiS. Na tym
polega groteska tego projektu — pieniądze zarobione przez media
patrzące władzy na ręce, trafią w ręce propagandystów rządu
Ta sytuacja pokazała, jak kłopotliwy dla Kaczyńskiego jest Gowin.
Prezes PiS jest miłośnikiem nowego podatku, bo marzy o
podporządkowaniu sobie mediów. Ale Porozumienie Gowina oświadczyło:
nie ma na to zgody. Dlatego zapewne wymarzona danina Kaczyńskiego,
— skonstruowana tak, by zaszkodzić mediom niezależnym — nie wejdzie
w życie. I tu dochodzimy do punktu wyjścia: jak długo Kaczyński
będzie tolerował sypiącego mu piach w tryby Gowina?