Oct 28, 2023
To jest czas jego życia. Zwycięska porażka PiS i degradacja
politycznego znaczenia Jarosława Kaczyńskiego otworzyły zupełnie
nowe możliwości przed prezydentem. Andrzej Duda promienieje jako
gospodarz rozmów o tworzeniu przyszłego rządu. Mówi nawet ciepło o
trosce o państwo, którą czuje u wszystkich uczestników rozmów — a
zatem także u Donalda Tuska, którego PiS oskarżało w kampanii o
reprezentowanie interesów Niemiec i Rosji jednocześnie. W PiS
panowało do niedawna przekonanie, że prezydent na pewno powierzy
premierowską misję Mateuszowi Morawieckiemu, mimo że opozycja jasno
deklaruje, iż to ona ma większość, by stworzyć rząd z Tuskiem na
czele. Powołanie Morawieckiego miało być — wedle myślenia w PiS —
gestem prezydenta wobec jego dawnej partii. Rząd Zjednoczonej
Prawicy zyskałby czas na przygotowanie swego odejścia — inna rzecz,
że opozycja twierdzi, iż byłby to czas niszczenia dokumentów i
przelewania państwowych pieniędzy do swoich ludzi. Morawiecki robi
dobrą minę do złej gry — podczas konsultacji prezydenta ze
wszystkimi ugrupowaniami politycznymi przekonywał nawet, że może
zbudować większość w Sejmie.
Nie może — liderzy Trzeciej Drogi Władysław Kosiniak-Kamysz i
Szymon Hołownia jasno deklarują, że ich kandydatem na premiera jest
Tusk. A bez głosów 3D Morawiecki może zapomnieć o misji premiera,
zaś PiS — o dalszych rządach. W tej sytuacji prezydent zaczął się
wahać. Dobrze wie, że powierzenie Morawieckiemu misji tworzenia
rządu może się skończyć groteskowo — nikt nie będzie chciał z nim
rozmawiać o koalicji i nikt nie będzie słuchać jego expose. Ta
śmieszność uderzyłaby także w Dudę. Dlatego prezydent poważnie
rozważa powierzenie misji tworzenia rządu Tuskowi. Decyzję podejmie
po pierwszym posiedzeniu Sejmu, który zbierze się 13 listopada.
Jeśli koalicja KO/3D/Lewica wybierze swego marszałka Sejmu — o tej
posadzie marzy Szymon Hołownia — to Duda dostanie dowód, że
pisowcom nie udało się podkupić posłów opozycji i nowa koalicja
rzeczywiście ma większość.
Twórcy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” Andrzej
Stankiewicz i Kamil Dziubka wcale by się nie zdziwili, gdyby w tej
sytuacji Duda postawił na Tuska. Tym bardziej że Kaczyński w ramach
powyborczych rozliczeń coraz bardziej otwarcie zahacza prezydenta.
Sugeruje, że to on swymi decyzjami — takimi jak wetowanie
najbardziej radykalnych ustaw sądowych autorstwa Ziobry — przygasił
promień pisowskiej rewolucji tak skutecznie, by w finale żar ów
zupełnie zgasł.
Inna rzecz, że Kaczyński mówi także o „urojonej rzeczywistości”, w
jakiej żyją wyborcy opozycji, o moskiewskich korzeniach partii
Hołowni oraz o budowaniu frontu obrony narodu.
Wspomina także o końcu Polski. A właściwie, jak mówi, o „Finis
Poloniae”. Jak wiadomo zawsze, gdy Kaczyński oddaje władzę, Polska
się kończy. Czekamy, kiedy prezes na nowo — jak przed przejęciem
władzy — zacznie śpiewać „Boże, coś Polskę” w wersji z czasów
rozbiorów, okupacji niemieckiej i czasów PRL, z wersem „Ojczyznę
wolną racz nam wrócić, Panie” zamiast „Ojczyznę wolną pobłogosław
Panie”.