Jan 4, 2025
Kiedy Viktor Orban przekazywał w imieniu Węgier prezydencję w UE
na ręce premiera Donalda Tuska, nie mógł się nachwalić Polski.
Przypomniał, że nasz naród wydał Jana Pawła II i Solidarność. Przy
okazji wręczył szefowi polskiego rządu beczułkę tokaju. Tusk
odwdzięczył się szablą. Chwilę wcześniej słodził Węgrom, mówiąc o
„bezbłędnej” prezydencji.
Tak było w połowie 2011 r. Tamta atmosfera relacji
polsko-węgierskich wyparowała. Tusk i Orban — kiedyś koledzy — już
nie grają razem w piłkę. Raczej kopią się po kostkach. Czasem nawet
używają ostrzejszych metod. Tak było w piątek, gdy okazało się, że
polskie MSZ zablokowało udział węgierskiego ambasadora w
inauguracji polskiej prezydencji w UE, która odbyła się w Teatrze
Wielkim – Operze Narodowej.
Wprawdzie kilka tygodni temu szef przedstawicielstwa Budapesztu w
Warszawie zaproszenia na imprezę otrzymał, a nawet potwierdził
swoją obecność, jednak wiele się w tym czasie zmieniło. Węgry
udzieliły azylu politycznego byłemu wiceministrowi sprawiedliwości
Marcinowi Romanowskiego, który jest podejrzany o 11 przestępstw w
śledztwie dotyczącym Funduszu Sprawiedliwości.
Przy okazji przedstawiciele węgierskiej administracji twierdzą, że
w Polsce opozycja jest prześladowana. A sam Romanowski uwił sobie
gniazdko nad Dunajem i gardłuje o „reżimie” Tuska. Do kraju szybko
nie wróci.
A nad Wisłą pojawiła się jaskółka nadziei dla PiS. Państwowa
Komisja Wyborcza przyjęła sprawozdanie Komitetu Wyborczego PiS za
ostatnie wybory parlamentarne, opierając się na decyzji Izby
Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Izba
nie jest uznawana przez obóz władzy oraz europejskie trybunały za
sąd, jednak tym razem PKW się złamała. Pomogli w tym członkowie
komisji rekomendowani przez Koalicję Obywatelską, co wywołało
konsternację w tym ugrupowaniu. Wstrzymali się od głosu.
Uchwała PKW jest jednak wewnętrznie sprzeczna, bo z jednej strony
czytamy w niej o przyjęciu sprawozdania PiS, z drugiej jest tam
zapis mówiący o tym, że uchwała jest ważna, o ile IKNiSP jest
sądem. Wprawdzie szef Państwowej Komisji Wyborczej wysłał do
Ministerstwa Finansów pismo, w którym informuje, że Nowogrodzka
powinna otrzymać pieniądze już i zaraz, jednak wewnętrzna
sprzeczność uchwały sprawiła, że według rządu… de facto jej nie
ma.
Jarosław Kaczyński chyba zdaje sobie sprawę z tego, że – jak
napisał Donald Tusk – „pieniędzy nie ma i nie będzie”. Dlatego
nadal apeluje do sympatyków PiS o darowizny. Kandydatura
„obywatelskiego” Karola Nawrockiego za darmo się przecież nie
zrobi.