Jan 14, 2023
Pełnej wersji podcastu posłuchasz w aplikacji Onet
Audio.
No cóż, trzeba to przyznać: pod nieobecność prezesa w obozie władzy
zapanował niezły rozgardiasz. Najnowsze sejmowe głosowania
pokazują, że koalicja rządowa się chwieje — w praktyce PiS nie ma
większości, bo zależy od kaprysów i interesików Solidarnej Polski,
a także niezliczonego sejmowego planktonu, łasego na małe
przekupstwa w zamian za głosy. Szkopuł w tym, że gdy Kaczyńskiego
nie ma w Sejmie, to nawet nie bardzo kto ma dociskać Ziobrę i
dopinać deale z pragmatycznymi, interesownymi posłami. Mateusz
Morawiecki ma niewątpliwie wiele talentów — zwłaszcza talent do
trwania za wszelką cenę — ale nie ma żadnych możliwości
dyscyplinowania Ziobry, a i korumpować politycznie planktonowych
posłów też za bardzo nie jest w stanie, bo nie ma wiele do
powiedzenia w PiS. Widać to było gołym okiem, gdy w Sejmie pojawiła
się ustawa o Sądzie Najwyższym — to przepisy, które mają
doprowadzić do odblokowania przez Brukselę pieniędzy na Krajowy
Plan Odbudowy. W praktyce to ustawa o politycznym życiu lub śmierci
PiS. Odpowiednio rozsmarowane miliardy z Unii mogą poprawić
sytuację gospodarczą, zmniejszyć inflację i umocnić złotego, a
dzięki temu obniżyć ceny surowców energetycznych — i zwiększą
szanse PiS na trzecie zwycięstwo wyborcze. Bez pieniędzy na KPO
partii władzy trudno będzie władzę zachować.
Wszystko to rozumie doskonale Zbigniew Ziobro — dlatego jest
przeciw. Na dziś minister sprawiedliwości nie ma żadnego interesu w
tym, aby pieniądze do Polski popłynęły, bo nie jest mu na rękę
umocnienie PiS i jego śmiertelnego wroga Morawieckiego.
Ale koronnym dowodem na to, że bez karzącej ręki prezesa Morawiecki
nie ma autorytetu, było zachowanie części posłów PiS, którzy
ostentacyjnie wyciągnęli karty do głosowania, odmawiając poparcia
ustawy. W tym gronie znalazł się (teoretyczny) wiceprezes PiS
Antoni Macierewicz oraz jeden z liderów środowiska konserwatywnego,
były kandydat na Rzecznika Praw Obywatelskich Bartłomiej
Wróblewski. Przyjaciel Kaczyńskiego od wypitki i śpiewów Paweł
Kukiz zagłosował przeciw.
Ustawa przeszła wyłącznie dlatego, że większość posłów opozycji z
Koalicji Obywatelskiej, PSL i Lewicy wstrzymała się od głosu — na
tym etapie to była pomoc dla Morawieckiego. Oczywiście, opozycja
także doskonale rozumie, że pieniądze z KPO poprawią sytuację
polityczną PiS — co nie jest w jej interesie. Ale nie bardzo ma
wyjście. Po dwóch latach gardłowania, że przez Kaczyńskiego
przepadają miliardy, Platforma, Lewica i PSL nie mogą głosować
przeciwko projektowi, który — co potwierdza sama Bruksela — otwiera
drogę do wypłaty pieniędzy. Nie to jest zatem dowodem na podziały
wewnątrz opozycji — dowody są inne. Po pierwsze, przeciwko
projektowi zagłosowało całe koło Szymona Hołowni oraz część posłów
Koalicji Obywatelskiej i Lewicy. To dowód, że opozycja nie ma
wspólnego frontu nawet w tak kluczowej sprawie.
W dodatku do podziału doszło także w innym, fundamentalnym
głosowaniu — w sprawie zmian w kodeksie wyborczym. To drugi
kluczowy przedwyborczy projekt PiS: władza chce wprowadzić
ułatwienia w głosowaniu dla osób starszych i mieszkańców małych
miejscowości, czyli dla swojego elektoratu. Solidarna Polska także
ten projekt blokuje, więc opozycja miała szanse wygrać z PiS.
Jednak PSL i Lewica nie poparły wniosku Platformy o odrzucenie
projektu. Efekt — prace nad projektem, który ma ułatwić PiS
wygraną, idą w Sejmie pełną parą. Karpie i wigilia, te sprawy.
W tym wydaniu „Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz i Dominika
Długosz rozmawiają także o procesie dotyczącym okoliczności śmierci
Jerzego Ziobry, w którym jego syn — występujący jednocześnie w
rolach prokuratora generalnego oraz zwierzchnika sądów — chce
zamknąć lekarzy leczących ojca oraz skazać biegłych i ukarać
sędzię, którzy ich oczyścili. Zastanawiamy się też, czemu podczas
smoleńskiej miesięcznicy policja użyła strażackiego podnośnika, by
z poświęceniem pilnować krytycznych wobec PiS aktywistów — w
mieszkaniu na piętrze, które zajmowali. Wieszczymy też koniec
eldorado Daniela Obajtka. Nie chodzi o to, że szef Orlenu
przestanie nas wyzyskiwać wysokimi cenami paliwa. Nie chodzi też o
to, że dostanie po kieszeni — a właśnie się dowiedzieliśmy, że
zarabia 2 mln rocznie. Chodzi o to, że wracający do zdrowia prezes
wysłał do rady nadzorczej Orlenu swą słynną patronkę Janinę Goss. A
ta seniorka pracy partyjnej, miłośniczka ziół i zbieraczka
magicznych kasztanów już niejednemu zawodnikowi zatruła życie.
Prawda panie Antoni?