Dec 11, 2021
Lider PiS Jarosław Kaczyński poczuł się jak prawdziwy europejski
lider — na jego zaproszenie zjechali do Warszawy szefowie
kilkunastu antyunijnych i nacjonalistycznych ugrupowań z całej
Europy. Choć po spotkaniu politycy PiS odtrąbili sukces na drodze
do stworzenia silnej antyunijnej koalicji, gotowej do wojny na noże
z Brukselą, to „Stan po Burzy” obnaża nicość tego nowego „Układu
Warszawskiego” — nikt się z nikim nie dogadał.
Ba, część liderów prawicowych formacji ominęła Warszawę szerokim
łukiem. Nie przyjechali Włosi z Ligi Północnej, którzy nie
zamierzają się jednoczyć pod batutą PiS. Zlot w Warszawie
zbojkotował także czeski ODS, który zamiast negocjacji z Kaczyńskim
wybrał rozmowy z Czeską Partią Piratów o stworzeniu wspólnego
rządu. W tej sytuacji gwiazdą nowego „Układu Warszawskiego” została
francuska nacjonalistka Marine Le Pen. Nie zmieniła się ani o jotę
— nawet będąc w Warszawie promowała linię polityczną Władimira
Władimirowicza, podkreślając, że Ukraina leży w rosyjskiej strefie
wpływów. Co na to liderzy PiS, straszący Putinem i deklarujący
wsparcie dla Ukrainy? Otóż nic. Pan premier raczył oznajmić, że nie
we wszystkim PiS się musi z Le Pen zgadzać. Jednym słowem — pani Le
Pen ma gdzieś to, czy Putin najedzie Ukrainę i przeparkuje swe
tanki na granicę z Polską, a premier uważa to za naturalną różnicę
zdań. Cudny ten nowy „Układ Warszawski”. Geostrategiczny
majstersztyk, normalnie.
Kto wepchnął PiS w to szambo? Premier Węgier Viktor Orban.
Wyrzucony z największej formacji politycznej w UE — czyli chadecji,
gdzie są Niemcy z CDU oraz m.in. polskie PO i PSL — próbuje stworzyć nową
grupę, która ochroni go, gdy zaostrzy się konflikt z Brukselą. To
Orban wyreżyserował zjazd w Warszawie, w którym zarezerwował dla
Kaczyńskiego jedynie rolę wodzireja i płatnika rachunków za
wyszynk. „Stan po Burzy” przygląda się także tajnym sojusznikom PiS
na gruncie krajowym. Z najnowszych maili Michała Dworczyka wynika,
że rozmaite frakcje w PiS wręcz walczą o względy lidera narodowców
Roberta Bąkiewicza. Przyznajemy: wiedzieliśmy o pragmatycznym
sojuszu PiS z „Bączekjugend”, podsypanym milionami dotacji z
państwowej sakiewki. Ale nie sądziliśmy, że szwadrony Bąkiewicza są
aż tak politycznie powabne.
Najnowsze maile pokazują także, że Antoni Macierewicz — jeszcze
parę lat temu nr 2 w państwie — to polityk skończony. Dworczyk,
który był jego zastępcą w resorcie obrony pisząc do ścisłego grona
PiS ujawnia gigantyczne nadużycia i niekompetencję Macierewicza.
„Najgorsze jest to, że niekompetencja, nieudolność i głupota, a
czasem różne, ciemne interesy są zawsze podlewane (…) obrzydliwym
sosem bogoojczyźnianym pełnym frazesów” — miażdży dawnego patrona
Dworczyk. Macierewicz mógłby to sobie wpisać na wizytówce.
Choć w sumie ta maksyma jest bardziej uniwersalna, bo pasuje do
paru innych ludzi obozu władzy. Weźmy wiceministra sportu Łukasza
Mejzę, toż to niemal jego życiowe motto.
Uciekając od kolejnych afer, Mejza oznajmił, że zawiesza się jako
wiceminister sportu i poseł. Nie bardzo wiadomo, jak to sobie
wyobraża, bo nie ma formuły „zawieszenia się” przez członka rządu.
Okazuje się po prostu, że Mejza wziął urlop do końca roku. A zatem
Wesołych Świąt, panie samozawieszony ministrze!