Feb 5, 2022
Półtorej setki duszyczek — tylko na tyle posłanek i posłów PiS
może liczyć Jarosław Kaczyński. Pokazało to głosowanie w sprawie
„lex Kaczyński” — groteskowej ustawy wprowadzającej możliwość
donoszenia na osoby odmawiające testów i pozywania je o
odszkodowanie. Przepisów forsowanych przez szefa PiS nie poparła aż
1/3 klubu PiS. Czemu Kaczyński osobiście firmował tak głupie
przepisy? Wszak musiał wiedzieć, że nie wejdą w życie. W
odróżnieniu bowiem od innych rozważanych projektów — choćby prawa
pracodawców do sprawdzania szczepień pracowników — „lex Kaczyński”
nie miało szans na poparcie opozycji. Obóz władzy kolportuje teorię
wedle której Kaczyński chciał raz na zawsze skończyć z pomysłami
nowych ustaw covidowych, jednocześnie zdejmując z siebie
odpowiedzialność za porażkę w walce z pandemią. W tym sensie tak
groteskowa ustawa, którą opozycja musiała odrzucić, miała być
pułapką — dzięki temu TVP może atakować liderów PO, Lewicy czy PSL,
przekonując, że nie chcą walczyć z pandemią.
„Stan po Burzy” nie kupuje tej teorii. Głosowanie „lex Kaczyński”
ma bowiem bardzo dużo skutków ubocznych, których dolegliwość dla
prezesa PiS przewyższa zyski z opluwania opozycji. Przede
wszystkim, widać wyraźnie, że Kaczyński nie ma większości — twardo
stoi za nim 150 posłów, a większość niezbędna do rządzenia to
minimum 231 posłów. Po wtóre, Kaczyński wzmocnił
antyszczepionkowców z PiS, którzy po raz pierwszy w głosowaniu
otwarcie stanęli przeciwko niemu — i triumfują, że przegrał. Po
trzecie wreszcie, swą odrębność wyraźnie pokazali politycy
Solidarnej Polski, którzy prawie w komplecie odmówili poparcia dla
projektu prezesa (sam Zbigniew Ziobro wspaniałomyślnie nie wziął
udziału w głosowaniu). Jednym słowem — tym jednym głosowaniem
Kaczyński stracił nimb wszechmocnego, sprawczego prezesa.
A zatem — znów — po co to zrobił? „Stan po Burzy” zwraca uwagę na
to, w jakiej sytuacji jest dziś PiS. Klęska „Polskiego Ładu” i
planowanie karnych dymisji — posadę straci m. in. minister finansów
Tadeusz Kościński. Porażka w walce z COVID-19 — minister zdrowia
Adam Niedzielski przygotowuje się do ewakuacji, a jego miejsce może
zająć generał lekarz Grzegorz Gielerak, który leczył Kaczyńskiego,
jego matkę i pół klubu PiS z rodzinami. Do tego kłopoty z komisją
śledczą do spraw Pegasusa — co prawda Paweł Kukiz może doprowadzić
do tego, że komisja nigdy nie powstanie, ale kolejne doniesienia o
inwigilacji dotyczą samych polityków PiS, a to rozbija partię od
środka. Konflikt z prezydentem dzieli rząd — Andrzej Duda
przedstawił projekt likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu
Najwyższego, który popiera premier, ale jest nie na rękę
Kaczyńskiemu i wywołał gniewne reakcje Ziobry. Do tego nad obozem
władzy wisi widno utraty na trwałe sporej części pomocy z UE —
właśnie dlatego, że sądowe hasania Ziobry zostały zakwestionowane
przez unijne instytucje.
Jednym słowem to czas próby dla PiS, jakiej partia nie była poddana
od momentu dojścia do władzy. W tej sytuacji głosowanie nad tak
głupią ustawą, jak „lex Kaczyński” logikę zyskuje dopiero, gdy
potraktować je jak test. To nie było głosowanie za covidowym
donosicielstwem, tylko za dogmatem o nieomylności prezesa. Po tym
głosowaniu Kaczyński wie, na kogo może liczyć w krytycznych
chwilach — i kogo już nie wystawiać na listy wyborcze. Tak się
składa, że kiedy „lex Kaczyński” było głosowane w Sejmie, prezes po
cichu stworzył nową strukturę w PiS — w każdym województwie powołał
sekretarza, niezależnego od szefa regionu. Sekretarze nie są
posłami, to działacze niskiego szczebla, ale wszyscy dobrani pod
kątem lojalności — i podlegają bezpośrednio Nowogrodzkiej. W ten
sposób Kaczyński ma gwarancję, że w razie buntu liderów regionów
czy też szefów powiatów — co się w PiS zdarzało — będzie mógł
ręcznie, przez swego sekretarza, stłumić bunt i pozbyć się
wichrzycieli. Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska („Fakt”)
oraz Andrzej Stankiewicz (Onet) rozmawiają o tym, że „lex
Kaczyński” i rewizorzy z Nowogrodzkiej w terenie to przygotowanie
partii na ciężki kryzys, a być może także na przyspieszone
wybory.