Jul 2, 2022
Prezes PiS Jarosław Kaczyński wziął się na poważnie do roboty. Z
jednej strony intensywnie objeżdża Polskę, starannie jednak
unikając spotkań z Polakami — na spotkaniach z Kaczyńskim w rolę
zwyczajnych Polaków wcielają się działacze PiS. Prezes ma w związku
z tym duży komfort. Nawet gdy w Inowrocławiu oświadczył, że jest we
Włocławku, to dostał brawa. Nawet gdy miejscowego prezydenta
Ryszarda Brejzę — ojca znanego senatora PO Krzysztofa Brejzy —
pomylił z sejmowym aferzystą Łukaszem Mejzą, to aktyw też przyjął
to z oklaskami. Może to Mejzie należą się brawa, bo wspiera PiS?
Wszak zanim pogrążyły go afery był nawet członkiem rządu — i to
jednocześnie z Kaczyńskim.
Ale prezes wziął się także za swą własną, oddaną mu partię.
Kaczyński uważa, że zbyt wielu działaczy PiS po dwóch niemal
kadencjach rządów stało się rozleniwionych, łasych na pieniądze i
stanowiska. To w nich wymierzone są ostatnie decyzje prezesa, który
zamieszał w strukturach PiS.
Po pierwsze, Kaczyński na nowo podzielił okręgi partyjne —
zwiększył ich liczbę z 41 do 100 okręgów. Jednocześnie zakazał
ministrom i innym notablom zajmowania stanowisk szefów nowych
okręgów. Cel? Awansować młodych partyjnych wilczków, głodnych
władzy i stanowisk, których nie zdążyli się dochrapać. Ale
jednocześnie obawiając się oddania struktur partii w ręce ludzi
nieobliczalnych, wprowadził nad nimi kuratelę — każde województwo
będzie mieć swego „opiekuna” z centrali PiS. Ta „cudowna
szesnastka” to sprawdzeni ludzie Kaczyńskiego — śmietanka
partyjno-rządowa. Żeby rozbić partyjne „układy” — a prezes widzi
spiski nawet we własnej partii — Kaczyński wielu regionom
przydzielił „opiekunów”, którzy nie mają z nimi nic wspólnego. W
ten sposób prezes przebudowuje partię w wielopoziomową strukturę
ludzi, którzy sobie nie ufają i będą na się donosić. To ma być
recepta na pobudzenie PiS przed wyborami.
Jak prześledzili autorzy tego wydania „Stanu po Burzy” — Andrzej
Stankiewicz (ONET) oraz Renata Grochal („Newsweek”) — w tej
„cudownej szesnastce” zabrakło ludzi premiera. Poza samym Mateuszem
Morawieckim, rzecz jasna — bo premier dostał nadzór nad śląskimi
strukturami PiS. Zdegradowany został najbliższy człowiek
Morawieckiego Michał Dworczyk, do niedawna szef struktur PiS na
Dolnym Śląsku. „Opiekunem” PiS na Dolnym Śląsku została walcząca z
Morawieckim i Dworczykiem marszałek Sejmu Elżbieta Witek. To Witek
razem z wicepremierem Jackiem Sasinem zorganizowali ostatnio
spotkanie posłów krytycznych wobec Morawieckiego z prezesem
Kaczyńskim.
Znajdujący się w partyjnej defensywie premier dorabia rządowym
patosem — właśnie uroczyście otworzył mur na granicy z Białorusią.
Premier prężył pod granicą pierś tak intensywnie, jakby zbudowanie
muru miało być wielkim wyzwaniem i główną rządową inwestycją za
jego władzy. „Stan po Burzy” przypomina więc Morawieckiemu
zapowiedzi dotyczące np. budowy nowoczesnych promów. Jeszcze jako
wicepremier w 2017 r. Morawiecki kładł stępkę pod budowę pierwszego
takiego promu za państwowe pieniądze. Dziś promu nie ma, a stępka
została sprzedana na złom.
Wśród tych polityków, którzy na początku wakacji nie mają
szczęścia, „Stan po Burzy” umieszcza także prezydenta. Okazało się
bowiem, że Andrzej Duda nie wyciągnął żadnych wniosków z
kontrowersyjnego ułaskawienia pedofila. Równo 2 lata temu niemal
kosztowało to Dudę prezydenturę. Teraz „Fakt” ujawnił, że prezydent
z niejasnych powodów ułaskawił narkotykową dilerkę, seksbombę,
która żyje w luksusie. „Stan po Burzy” rozumie, że Duda już nie
wystartuje w wyborach. Ale ułaskawienia dilerki z Instagrama wbrew
stanowisku sądu i prokuratury — tego już nie rozumiemy.